piątek, 24 sierpnia 2012

Cry Baby Lane

W 1999r. miałem 22 lata i właśnie ukończyłem Uniwersytet Emerson w centrum Bostonu, specjalizując się w scenopisarstwie, a szczególnie w kreskówkach i programach dla dzieci. Byłem dosyć mocno zadłużony, więc gdy Studio Nickelodeon zaproponowało mi pozycję stażysty w Kalifornii, bez zastanowienia przyjąłem posag. To była szansa na wyrwanie się z roboty bez jakichkolwiek perspektyw – przewodnika tras Benjamina Franklina.

Wielu z was wciąż pyta, czy może gdzieś zobaczyć Cry Baby Lane, ale jeśli chcecie obejrzeć oryginalną wersję tego filmu, to nigdy wam się to nie uda, nawet jeśli jakimś cudem Nickelodeon wyrazi na to zgodę. Z pewnością nie zobaczycie tego, co zostało pokazane wtedy w telewizji, i jestem kurewsko pewien, że nie zobaczycie oryginału Lauera.

Wątpię by Nickelodeon wciąż POSIADAŁ oryginalną taśmę z filmem, a nawet jeśli, to tylko kopie zapasowe; jeśli kopie istnieją, pewnie są zamknięte w jakimś sejfie razem ze wszystkimi skasowanymi odcinkami "Ren i Stimpy" i "Spongebob’a Kanciastoportego", o których nikt nigdy nie wspominał.
Dam sobie rękę uciąć, że reżyser, Peter Lauer, jest w posiadaniu oryginalnej kopii, którą prawdopodobnie trzyma obok swojej kolekcji filmów snuff. Chory popierdol.

W każdym razie, zatrudniono mnie w 1999r. i natychmiast dostałem stołek w zespole produkcji kreatywnej filmu Cry Baby Lane.
Film miał zostać wyświetlony za nieco ponad rok. Mówiąc ogółem nikt nie wkładał w to jakiegoś szczególnego wysiłku. Było zalewie czworo ludzi w zespole i byłem jedynym, który tak długo grzał swoje miejsce; Lauer zastępował ich, kiedy tylko miał taki kaprys. Mówił, że to po to, by nie brakło pomysłów. Podejrzewałem, że coś ukrywał...
i miałem rację.

Mieliśmy nieco ponad rok by nakręcić film specjalnie na potrzeby TV - nie tylko napisać scenariusz i obsadzić role, ale nakręcić i zmontować.

Ale Lauerowi wcale się nie śpieszyło, po trzech pierwszych tygodniach pomysłów starczyło zaledwie na kwadrans filmu, który miał trwać 85 min.
Lauer już w tym czasie okazał się dziwakiem. Był wysoki i chudy, zachowywał się niezdarnie - jąkał się i czasami, kiedy ktoś wpatrywał się w świstek papieru podczas tych niekończących się "burz mózgów", można było przyłapać go, gdy wgapiał się w kogoś uśmiechając się.

Natychmiast odwracał wzrok gdy na niego spojrzysz, i to chyba było w tym wszystkim najbardziej przerażające; wyglądał tak, jakby ciągle coś ukrywał.
Burze mózgów, z początku przynajmniej, były w porządku. Mieliśmy już ogólny zarys fabuły: dwóch braci uwalnia demona, potem wpadają w tarapaty próbując przywrócić wszystko do normy. Może to i nie fabuła za którą dostaje się nagrodę Emmy, ale wiecie, to był dosyć dobry początek.
Sądziłem, że film będzie mieszanką śmiechu i dreszczyku, coś ala "Chojrak - Tchórzliwy Pies". Jednakże, już na samym początku Lauer wyraźnie dał nam do zrozumienia, że chce by ten film był tak straszny, jak to tylko możliwe. Nie interesował go tani dreszczowiec z happy end’em. Chciał osiągnąć poziom, o którym "Czy boisz się ciemności?" mogło tylko pomarzyć... i chyba mu się to udało.

Był już 3 tydzień produkcji, kiedy coś zauważyłem: Lauer miał absolutną siłę przekonywania, w zespole był ponad innych. Nikt mu się nie sprzeciwiał i już w trzecim tygodniu zaczął sugerować jakieś makabryczne rzeczy. Pamiętam, że chciał, by młodszy brat zginął w połowie filmu, uderzony przez wywrotkę. Natychmiast odrzuciłem tę propozycję. Byłem jedynym, który miał własne zdanie i tak pozostało dopóki nie odszedłem ze studia i nigdy tam nie wróciłem.

Wpierw, kanibalizm i inne popieprzone gówno traktowano jako żarty i niesmaczne komentarze, ale z czasem stawało się to coraz bardziej nachalne. Kiedy dzieliłem się z nim jakimś pomysłem (z którego w końcu zazwyczaj korzystał) w stylu: "Co ty na to, by film zaczynał się od schorzałego grabarza opowiadającego dzieciakom historyjki?", na co on: "Taa... a potem by ich posiekał na kawałeczki i wepchnął w pysk swojego psa!" Takie żarty były codziennością we wczesnej fazie produkcji. Potem zaczął podchodzić do tego poważniej.

Wstawał tak, jakby był jakimś Jezusem czy coś, odchrząkał głośno i wygłaszał swój pomysł. I byłem jedynym, który je odrzucał. Każdego-kurewskiego-razu.

Pewnego dnia, pod koniec jednej z naszych burz mózgów, Lauer odchrząknął i wstał. Zapadła cisza, i tak jak zazwyczaj wszyscy byli w niego wpatrzeni. Wstał i zaczął mówić:

"Panowie i panie, mam pewien pomysł."

Dobrze pamiętam, co wtedy zrobił - na chwilę przerwał, spojrzał wprost na mnie i kontynuował:

"Historia będzie obracać się wokół legendy o parze bliźniaków syjamskich. Słyszeliście kiedyś o Grupie Donner*?

Wszyscy, poza mną, przytaknęli. Nie podobało mi się dokąd zmierza ta rozmowa.

"Zjedzą się kiedy będzie zimno. Zjedzą się nawzajem."

Znów wszyscy przytaknęli. Zamknąłem oczy.

"Co zrobiliby bliźniacy syjamscy, gdyby nie mieli co wrzucić na ząb? Czy pierwszy czekałby na śmierć drugiego, a następnie zjadł jego wnętrzności?
Czy może próbowaliby wydrapać sobie oczy, póki jeden z nich nie padnie i nie zostanie zjedzony przez braciszka, który wstrzeli się w mięso niczym sęp w skórę martwego jelonka? Sam nie wiem. To bardzo interesujące."

Już sam nie wiedziałem, co do kurwy nędzy słyszą moje uszy. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się; nikt nawet kurwa nie drgnął. Oczy wszystkich, z wyjątkiem moich, skierowane były na Lauera, a kiedy i ja na niego spojrzałem, on wciąż się na mnie gapił.

"Dzieciaki lubią przemoc, rozkoszują się nią. Dzieci lubią być straszone.
A więc je postraszymy, racja, Jonny?" Wygiął się nad stołem, zbliżając się w kierunku mojej twarzy, był cholernie blisko. Jego oddech śmierdział jak zbutwiałe gówno. Nie byłem mu dłużny, i popatrzyłem prosto w jego oczy.

"Szczerze mówiąc, to myślę, że jesteś ostro popierdolony."

Uśmiechnął się, a potem cofnął.

"No cóż, jestem zdrowo pieprznięty, ale MUSISZ być stuknięty, żeby przeżyć w tym zbójeckim świecie!" Szczerzył się coraz bardziej.

"Dosłownie. Teraz pokażę kilka obrazków, które pobudzą nieco twoją wyobraźnię."

Wstał i zamknął drzwi od środka.

Zerwałem się z krzesła i zapytałem: "Co ty do jasnej cholery wyprawiasz?!"

"Nie popełniajmy żadnych... błędów w osądach, Jonathanie. Usiądź."

"Nie-"

"Siadaj-"

Z jakiegoś powodu usiadłem; Lauer wyciągnął jeden z tych gównianych rzutników. Włączył urządzenie i zaczął wykrzykiwać niespotykanie wysokim i pół-szaleńczym głosem:

"To nasza kurewska MUZA, MUSIMY KONTYNUOWAĆ TĄ PIEPRZONĄ PRO-KURWA-DUKCJĘ! TO COŚ, CO POWINNO ZOBACZYĆ KAŻDE DZIECKO!"

Wytrzeszczył oczy.

Położył na szklanej powierzchni rzutnika jakiś obrazek.

Panowała cisza.

Zdjęcie było czarno-białe i ziarniste. Z wielkim trudem rozpoznałem na nim chłopaka leżącego na kostce brukowej, z odciętymi rękami. Jego malutkie wnętrzności były pokryte czarnokrwistymi kropkami. Jedyne, co było wyraźne, to jego twarz. Krew leciała mu z ust.

Lauer niemal zrzucił kartkę z rzutnika, gwałtownie kładąc kolejny obrazek.

Było to zbliżenie twarzy chłopaka. Tym razem w kolorze. Krew sączyła się z jego otwartych ust na brukowaną posadzkę, oczy miał zamknięte, a pod brwiami i rzęsami zbierała się brudna krew.

Wtedy, jego oczy nagle się otworzyły i wrzasnąłem. Nikt w całym jebanym pokoju tego nie zrobił, więc krzyk rozszedł się echem przenikając powietrze w pokoju.

Źrenice były całkiem czarne. Reszta oka była normalna.

Im dłużej się wpatrywałem, tym oczy otwierały się szerzej, szerzej i szerzej, wyglądało to tak, jakby skóra przy jego oczodołach i brwiach miała się za chwilę rozerwać.

Potem zaczęły krwawić. Krew z początku tylko kapała, i przysięgam Bogu, że ją słyszałem. Więcej. Teraz bardziej przypominało to strumyk. Więcej. Więcej, aż bruk na podłodze zaczął przypominać krwiste jezioro. Słyszałem to, tak jakbym wybrał się na spacer i natrafił na strumyk, a teraz mogłem nawet poczuć dzieciaka. Kurewsko mocno czułem, jak gnił.

Zgiąłem się pod stołem i zwymiotowałem. Kiedy się podniosłem, zdjęć już nie było. Każdy w pokoju miał kamienną twarz, bez jakichkolwiek emocji. Lauer włączył światła.

"Możesz już iść", powiedział otwierając drzwi.

Przeszedłem przez te jebane drzwi i nigdy tam nie wróciłem.

Te wydarzenie miało miejsce niedaleko końca etapu burzy mózgów, i kiedy odszedłem, role były już obsadzone, a scenariusz niemal całkiem gotowy.
Mieli duże opóźnienia; myślę, że to był plan Lauera, by nie było czasu na przyzwoity montaż. Nie odważyłem się obejrzeć tego „dzieła”, kiedy leciało w TV, ale słyszałem od przyjaciela, który pracował w wydziale montażu, że musieli wyciąć dobre 15-20 minut "wstrząsającego" materiału filmowego, zanim w ogóle dopuszczono go do wydania i to JEDYNIE dopuszczono. Nie starczyło czasu na sprawdzenie materiału klatka po klatce.

Jego życzenie się spełniło, chyba, że udało im się wyciąć każdą scenę w której można było znaleźć te okropne zdjęcia. Każde dziecko oglądające Cry Baby Lane nieświadomie ma w pamięci te obrazki, i to z ich powodu płaczę, naprawdę szlocham bo jest mi ich strasznie żal; przejebali mnie, moją psychikę i życie, a teraz piszę do ciebie, ze świadomością, że to ostatnia rzecz jaką kiedykolwiek wystukam zanim podetnę sobie gardło, obryzgując cały ten kurewski monitor.

Jednak jest jeszcze jedna rzecz, o której powinienem wspomnieć.

Nieco wcześniej Lauer wpadł na pomysł dwóch braci łapiących wiewiórkę, którą następnie wsadzają do słoika i powoli topią. Potem wypełniają słój piaskiem i wyrzucają na dno stawu. Wkrótce po tym, jak to zasugerował, Sandy z "Spongebob'a Kanciastoportego" pojawiła się w odcinku "Herbatka pod Kopułą".

Lauer chciał również, by w jednej ze scen w filmie, człowiek z "nosem-jak-kałamarnica" zdjął spodnie na oczach dwóch chłopaków i zgwałcił ich poza kamerą, co miało być wyraźnie zasugerowane.
Skalmar Obłynos wkrótce pojawił się jako jedna z głównych postaci w "Spongebob'ie Kanciastoportym".

Sugerował również, by dwóch przyrodnich braci zostało zmuszonych do życia w tym samym domu po tym, jak matka jednego z nich została odnaleziona martwa w wykopanym grobie z ciałem nadjedzonym przez jej własnego męża, lokalnego meteorologa. Serial z niejasnymi przesłankami, „Drake i Josh” zadebiutował w 2004r., a ojczym jednego z tytułowych bohaterów był właśnie meteorologiem.

Kolejnym pomysłem Lauera było to, by młodszy braciszek posiadał budę dla psa, w której trzymał płody różnych zwierząt zanurzone w kwasie, którego regularnie używał do podtruwania własnej matki, by ta uprawiała seks z jego obelżywym ojczymem. Wkrótce po tym swój debiut świętowała kreskówka „Słowami Ginger”.

Człowiek, który porywa jedynaki przy użyciu odkurzacza, a następnie wysyła do Hadesu? „Danny Phantom”.

Szalejący robot, który zabija jednego z dwóch braci i nosząc jego skórę udaje go w szkole? „Z życia nastoletniego robota”.

Mógłbym tak wymieniać bez końca. Nickelodeon dobrze o tym wie i nie przestają ciągnąć spuścizny Lauera, niekiedy robią to subtelnie, a czasem bardzo otwarcie.
I nie ma niczego, co ty czy ja moglibyśmy z tym zrobić.


Julia Legare

Kilka lat temu spędziłem trochę czasu ze znajomymi przeszukując stare, prawdopodobnie nawiedzone, miejsca. Byliśmy w prezbiteriańskim kościele w Edisto, gdzie dziewczynka o nazwisku Julia Legare została pochowana w rodzinnym mauzoleum w 1852 roku. Ludzie często słyszeli nieziemskie krzyki, ale nigdy nie podjęli się wyjaśnienia sprawy. Piętnaście lat później, kiedy otwarto drzwi mauzoleum, aby pochować kolejnego członka rodziny, znaleziono ciało dziewczyny zwinięte w kącie z rękoma wyciągniętymi jakby wciąż próbowała znaleźć wyjście.
Moi znajomi pomyśleli, że to będzie świetny żart, żeby zamknąć za mną gigantyczne kamienne drzwi (które były wcześniej otwarte) i wrócić po mnie rano. Te sukinsyny zostawili mnie tam… Próbowałem i próbowałem, używając całej siły, ale nie mogłem przesunąć drzwi, potrzeba czterech osób, żeby je poruszyć. W ciemności, postanowiłem przeczekać noc.
Zwykle nie jestem bojaźliwy i nie łatwo mnie przestraszyć, ale siedząc w tam w stosunkowo małym pomieszczeniu, otoczony dziwną presją, której nie potrafiłem wyjaśnić, ciemność jakby starała się mnie pożreć. Czułem jakby z każdej strony duży ciężar naciskał na moją skórę, sprawiał, że ciężko było nawet oddychać. Musiałem siedzieć tam już od godzin.
Wtedy usłyszałem drapanie. Najpierw delikatne, byłem pewien, że to wytwór mojej wyobraźni, ale z czasem stawało się coraz bardziej natarczywe. Skuliłem się w kącie jak najdalej od drzwi i starałem się zakryć dłońmi uszy, ale nic nie mogło powstrzymać narastającej kakofonii. To mogło trwać przez kilka minut, ale każda sekunda była nieznośną wiecznością. Wtedy głośny krzyk odbił się echem w ciemności, był jak wyraz nieopisanego cierpienia i strachu. Drapanie ustało. Po raz pierwszy mogłem rozpoznać dźwięk dziewczynki szepczącej do siebie, żałosne wzdychanie kogoś pozostawionego bez żadnej nadziei. W tym momencie poczułem taki smutek, takie cierpienie, że zapomniałem o strachu. Całe jest cierpienie zdawało się odbijać w moim sercu. Niespodziewanie, zacząłem przepraszać za wszystko co jej się przydarzyło. Do diabła, część mnie chciała sięgnąć po jej ciało i przytulić ją do siebie, ale nie mogłem się na to zdobyć, ze strachu, że naprawdę mógłbym znaleźć jakieś ciało. Nie wiem czy ona mnie słyszała, albo czy chociaż wiedziała o mojej obecności, ale wciąż słyszałem jęki i drapanie paznokciami po kamiennych drzwiach grobu. W pewnym momencie zasnąłem, co było jak łaskawy dar od losu. Nie wiem jak długo spałem, ale obudziłem się kiedy drzwi z hukiem przewróciły się na zewnątrz. Po kolorze nieba domyśliłem się, że świt jest bliski, więc musiałem spać co najmniej kilka godzin. Wyszedłem na zewnątrz i skierowałem się do małej, otwartej kapliczki. Pomyślałem, że musiał to być oddzielony mini-kościół, schowałem się za drzwiami i czekałem na przybycie moich „przyjaciół”. Zastałem ich obok przewróconych drzwi, dwoje z nich klęczało obok nich z wyrazem szoku na twarzach. Wnętrze drzwi pokrywały krwawe ślady, niektóre z zadrapaniami od paznokci. Myślę, że musiała krwawić kiedy paznokcie wyłamały jej się z palców, ale nie jestem pewien. Najpierw spojrzeli na mnie, obejrzeli moje dłonie i nerwowo spoglądali po sobie. Byłem na nich naprawdę wkurzony i opowiedziałem im wszystko ze szczegółami, chcąc żeby wiedzieli przez co przeszedłem. W końcu kiedy ponuro doszliśmy do samochodu, ktoś się odezwał. Mój przyjaciel powiedział do mnie „Baliśmy się cokolwiek powiedzieć, ale spójrz na swoją twarz”.
Później dowiedziałem się, że wiele razy ludzie chcieli na zawsze zamknąć drzwi tego mauzoleum, włączając w to ciężkie zamki i łańcuchy, które wymagałby ciężkiego sprzętu aby je usunąć. Zawsze znajdowano rano drzwi leżące na podłodze. Ostatnia próba miała miejsce w latach 80. Tak jakby jakaś siła chciała zapobiec popełnieniu błędów z przeszłości. Jest coś co niezrozumiale sprawia, że czuję się bardzo spokojny kiedy myślę o wydarzeniach tamtej nocy.
Kiedy z tylnego siedzenia sięgnąłem do małego lusterka, zobaczyłem, że na mojej twarzy odbita jest krew. Tak samo jak na kamiennych drzwiach, na moich policzkach były krwawe linie, jakby kiedy spałem tamtej nocy ktoś delikatnie kołysał moją głowę rozszarpanymi palcami czując ciepło drugiego człowieka po raz pierwszy od ponad stu lat. 

The Thing That Stalks The Fields

To zaczęło się kilka tygodni temu, zauważyłem wtedy, że bele siana na polu zaczynają się powoli oddalać od domu. Każdego ranka kiedy się budziłem, każda z nich była oddalona o kilkaset stóp od miejsca w którym były dzień przedtem. Uznałem wtedy, że to miejscowi dowcipnisie którzy nie mają nic lepszego do roboty, więc po prostu to zignorowałem. W przeciągu kilku dni siano zaczęło zbliżać się do granic mojej farmy. Byłem już zmęczony tą całą grą więc zdecydowałem się przewieźć je z powrotem. Trwało to kilka bardzo żmudnych i nudnych godzin,w każdym razie kończąc prace byłem gotów ukręcić łeb wieśniakowi który zdecydował się ze mną zadrzeć.

Następnego ranka, zbudził mnie dziwny i ciężki zapach, gdy zdecydowałem się podążyć za nim do stajni odkryłem, że wszystkie moje zwierzęta zostały zabite i zmasakrowane.Każde z nich leżało w swojej zagrodzie, pozbawione głowy, po której nie zostało najmniejszego śladu. Resztę dnia spędziłem czyszcząc tą rzeźnie i zakopując pozostałości moich koni.Kiedy skończyłem odkryłem, że bele siana na polu wróciły na swoje miejsca z przedwczoraj, rozproszone po całym polu.Tym razem zostawiłem je na swoim miejscu.


Tej samej nocy siedziałem na ganku ze strzelbą w rękach i dzbankiem kawy na stoliku za mną. Siedziałem tak przez kilka godzin, wytężając wzrok w kierunku pola żeby dostrzec choćby na chwilę tajemniczą postać przemieszczającą moje siano. W końcu, zacząłem zasypiać. I zasnął bym ale kiedy moje oczy zaczęły się zamykać usłyszałem jazgot i szelesty na drzewach pobliskiego lasu. Spojrzałem w kierunku z którego dobiegał hałas, moje serce waliło z podniecenia, w końcu zamierzałem dorwać gnoja. Szamotałem się się z bronią, kręcąc się na krześle czekając niespokojnie aż ktokolwiek by to był zbliży się do mnie na tyle abym mógł go zaskoczyć.Kiedy tylko to zbliżyło się na tyle, że mogłem dostrzec kontury tego czegoś w ciemności sparaliżował mnie strach. To coś zakradło się na moje pole z pobliskiego lasu, nie zauważyło mnie siedzącego na ganku.Przekradając i garbiąc się przywoływało mi na myśl obraz idącego na palcach złodzieja. Nie licząc faktu, że ta dziwna istota nawet przycupnięta mierzyła z dobre dziesięć stóp, wydawała się bardzo wątła. Chudość jej ramion a także wychudzona i zapadła klatka piersiowa sprawiały, że istota ta wyglądała jak jakieś przegłodzone zwierzę. Wciąż jednak, to coś było nieprawdopodobnie silne, widziałem jak bez najmniejszego problemu dźwiga bele siana i ostrożnie układa je ładny kawałek dalej, robiąc tylko kilka kroków. Zaintrygowany, obserwowałem jak to przenosi każdą bele z osobna. Zawsze przed odłożeniem jej na nowe miejsce To prostowało się na chwilę i rozglądało dokoła, patrząc na pozycję innych bel dokonując nawet nieznacznych korekt w ustawieniu.


Zanim odeszło, spojrzała się w kierunku domu. Czułem jak jego oczy wychwytują mnie mnie w ciemności ale nie mogę stwierdzić czy zobaczyło mnie czy nie. Po czym, odwróciło się cicho i ruszyło droga którą przyszło, znikając w ciemnościach okolicznego lasu. Godzinę zajęło mi dojście do siebie i znalezienie chociaż tej odrobinki odwagi żeby móc wstać i uciec do domu. Do środka wszedłem dopiero po chwili. Nie spałem już tej nocy. Dopiero ze wschodem słońca ośmieliłem wyjść poza ganek i rozejrzeć po polu. Bele siana były tam gdzie to je zostawiło. Co jeszcze dziwniejsze, to nie przestawiło ich tak daleko jak w ciągu kilku poprzednich dni. Bele zbliżały się do czegoś niewidocznego na polu,i kiedy lepiej się rozejrzałem odkryłem że zdają się one tworzyć jakąś linię. W rzeczy samej, kiedy obszedłem dom dokoła, zobaczyłem dokładny krąg w którego samy środku się znajdowałem. Na początku myślałem, że są oddalane od domu zupełnie losowo, ale teraz mogłem stwierdzić, że były przemieszczane aby stworzyć jakąś granice. To coś przekazywało mi wiadomość. Tej nocy zasnąłem tylko dlatego, że byłem wyczerpany, spałem bardzo niespokojnie.


Następnego ranka bele nie przemieściły się nawet na cal. Właściwie, pozostały nietknięte już do końca tygodnia, widać były już tam gdzie To chciało żeby były. Dostawałem szału próbując to wszystko zrozumieć. Dlaczego to coś poświeciło tyle czasu i energii przemieszczając moje siano i potraktowało mnie w te sposób? Czy powinienem zareagować? Zabicie moich zwierząt było po prostu groźbą. Groźbą inteligentnej istoty. To wiedziało co mnie przerazi, i wiedziało, że zrozumiem, że mieszam się w nie swoje sprawy.


Odgłosy samochodu na drodze prowadzącej do mojej farmy pewnego ranka wypełniło mnie podekscytowaniem. Planowałem opuścić farmę od momentu kiedy to to zobaczyłem ale nie łudziłem się, że dam rade zrobić to o własnych nogach, bez ryzyka, że To zrobi ze mną to co z moimi końmi. Ale, jeśli dałbym radę dostać się do nadjeżdzającego auta, niezależnie od tego kim był kierowca, być może udało by mi się uciec zanim to coś mnie zatrzyma. Nie dbałem o to kto do mnie jechał. Postanowiłem, że w momencie w którym zatrzyma auto wskoczę na siedzenie pasażera, i powiem mu żeby uciekać jak najdalej stąd. Niestety nie dostałem takiej szansy.


Auto jechało powoli, tocząc się po nierównej drodze. Po cichu pokazywałem żeby się pospieszyło. Gdy przekroczyło granicę pomiędzy dwoma balami słomy, usłyszałem gniewny klekot z pobliskiego lasu. To coś wyrwało się niespodziewania spomiędzy drzew, pędząc na wszystkich czterech przerażających, zniekształconych kończynach w kierunku pojazdu. W ciągu kilku sekund było przy aucie opierając się o nie jak jakiś drapieżny kot. W ciągu następnej chwili wyrywało już stalowe elementy karoserii, próbując dobrać się do kierowcy. Mężczyzna, kimkolwiek był, wrzeszczał tak, że słyszałem go wśród dźwięków giętego metalu i tłuczonego szkła. Wrzask ustał dopiero wtedy kiedy to coś zmiażdżyło go bezlitośnie swoimi własnymi łapami. Po czym, to wyrwało jego resztki z pojazdu i rzuciło nimi w moją stronę, po czym wyprostowało się i spojrzało na mnie znowu. W świetle dnia, byłem w stanie zobaczyć całą nieludzkość tego czegoś. Ta odrażająca kreatura, tak żałosna a jednak wciąż żywa w swojej całej obrzydliwej formie wykazywała, iż dawno temu mogła mieć w sobie coś z człowieka. Cokolwiek to było, sprawiało wrażenie zahartowanego i mocarnego, i przez ta chwilę kiedy się na mnie spojrzało przypominało granitową rzeźbę.


To coś ruszyło z powrotem pomiędzy drzewa pozostawiając mnie z moim przerażeniem. Moje oczy powędrował w kierunku miejsca w którym stanęło auto, jego silnik ciągle pracował, pomiędzy dwoma belami siana.. Nagle zrozumiałem.Wiadomość była oczywista. Jestem jego zdobyczą, i nie wolno mi mieć gości. Nic nie może przekroczyć jego granicy. Jestem tu uwięziony, przez istotę buszującą w polu, i nie będzie mi dane odejść. Wciąż jednak nie wiem czy będę w stanie być zwierzątkiem tego czegoś.


Zastanawiałem się ciężko przez kilka ostatnich dni, dopóki nie zobaczyłem jak to rozrywa mężczyznę z auta na strzępy , uciszając go zanim skończy swój krzyk. Jeśli przekroczę granicę z siana, prawdopodobnie zrobi to samo ze mną. Zmiażdży moją czaszkę zanim zdążę unieść ręce żeby się zasłonić.Po czym poszuka sobie nowego zwierzątka, i prawdopodobnie będzie szukać, aż nie znajdzie kogoś kto będzie wstanie znieść fakt, że to ciągle go obserwuje , obserwuje całymi godzina swoimi lśniącymi oczami insekta.


Zastanawiałem się ciężko przez kilka ostatnich dni... I chyba dam radę po prostu biec...




wtorek, 21 sierpnia 2012

Robert the doll

Historia Roberta zaczyna się w 1896 roku w domu państwa Otto. Jedna ze służących miała za zadanie opiekować się synem państwa Otto. Robert Eugene Gene zwany był przez całą rodzinę Gene. O kobiecie krążyły plotki, że zajmuje się voodoo... Nie dotarły one jednak do właścicieli domu. Tymczasem kobieta miała już dość surowego traktowania (żeby nie użyć słowa okrutnego) i postanowiła coś z tym w końcu zrobić. Zrobiła lalkę dla Gene'a. Zabawka miała długość około 3 stóp (1m) i była wypchana sianem. Wszyscy w posiadłości byli zaskoczeni nie tylko doskonałą precyzją wykonania i podobieństwem do człowieka, jak również tym, że lalka natychmiast stała się nieodłącznym towarzyszem chłopca. Gene dał jej imię Robert. Wszyscy przebywający w domu – służący, członkowie rodziny, goście – często słyszeli jak Gene mówi do swojej lalki podczas zabawy na górze. Byli jednak nieco przestraszeni, gdy chłopiec odpowiadał sobie zupełnie innym głosem niż jego własny...

Dziwne rzeczy zaczęły się dziać w posiadłości państwa Otto. Sąsiedzi twierdzili, że widzieli Roberta poruszającego się od okna do okna, kiedy rodzina była poza domem. Gene zaczął obwiniać Roberta o różne wydarzenia, które się zdarzyły. Ludzie przyrzekali, że słyszeli lalkę chichoczącą i widzieli, jak obserwuje ona dom. Gene zaczął mieć koszmary nocne. Jego krzyki ściągały rodziców do pokoju niemal co noc. Kiedy wchodzili do pokoju swojego syna, znajdowali tam powywracane meble, Gene'a w stanie absolutnego przerażenia, Roberta na najdalszym końcu łóżka. Jedyne co chłopiec był w stanie wypowiedzieć, to „Robert to zrobił”. Gdy rodzice doszli do wniosku, że dość już tych koszmarów i nocnych pobudek, lalka została odesłana na strych, gdzie spędziła wiele lat.

Gdy Gene dorósł i odziedziczył dom po śmierci swoich rodziców, Robert został odnaleziony na strychu. Okazało się, że wpływ lalki na Gene'a wcale nie osłabł przez lata. Żona nowego właściciela domu uznała, że Robert jej się nie podoba, nie pasuje do wystroju i generalnie go nie lubi i kazała ponownie umieścić go w schowku. Gene nie zgodził się na to. Nie tylko nie pozwolił odesłać na strych, ale zdecydował, że Robert potrzebuje dla siebie całego pokoju. Oddał mu pokoik na wieżyczce, gdzie posadził go przy oknie. Nie minęło wiele czasu, gdy zdrowe zmysły Gene'a zostały zakwestionowane.

Coraz więcej ludzi słyszało o Robercie i jego sztuczkach. Twierdzili, że kiedy mijali dom państwa Otto lalka z pokoju na wieżyczce obserwowała ich i robiła do nich miny. Dzieci w wieku szkolnym bały się przechodzić obok domu samotnie. Gene mówił, że znalazł kiedyś Roberta na bujanym fotelu tuż przy oknie. Lalka była... niezadowolona ze swojego domu. W końcu Gene miał dość. Jednak Robert miał inne plany. Goście odwiedzający dom mogli słyszeć odgłosy kroków, jakby coś chodziło po strychu tam i z powrotem oraz dziwne chichoty. Coraz mniej osób miało ochotę bywać w domu państwa Otto...


Gene zmarł w roku 1972, a dom został sprzedany. Robert ponownie został odnaleziony, tym razem przez dziesięcioletnią córkę nowych właścicieli. Niewiele czasu minęło, a lalka zaczęła okazywać swoje niezadowolenie... Dziewczynka mówiła, że Robert torturował ją i zamienił jej życie w piekło. Nawet po 30 latach kobieta nadal twierdzi, że „lalka była żywa i chciała ją zabić”.


Robert jest wciąż ubrany w swój biały mundurek marynarski i w rękach trzyma swojego wypchanego lwa. Obecnie znajduje się w Key West Martello Museum. Pracownicy placówki donoszą czasami, że lalka kontynuuje swoje sztuczki. Odwiedzający twierdzą, że wyraz jego twarzy zmienia się od czasu do czasu i że widać na niej oznaki starzenia się. Niektórzy ludzie są przekonani, że kapłanka voodoo przeklęła zabawkę i umieściła w niej duszę złego człowieka. Nikt jednak nie wie, jaka jest prawda.
 




Luna Game

Fabuła bajek zazwyczaj jest prosta. Zły – dobry, dobro zwycięża, dzieci nie zastanawiają się nad tym. Ale czy czasem nie zastanawiałeś się sam, czemu ten zły, okrutny bohater jest taki? Co zrobił? Albo co mu zrobiono?
Nie trzeba być fanem kucyków by spotkać się z serią My Littre Pony – Friednship is the Magic. Koniki stały się memem i są (prawie) wszędzie. Mamy dobrą Celestę i ta złą, jej siostrę, Lunę, skazaną na wygnanie na księżyc. Dzięki Celestii słońce wstawało, a Luna sprawiała, ze na niebie pojawiał się księżyc. Jednak po jakimś czasie stała się ona zazdrosna o swoją siostrę. Gdy ona pracowała koniki spały i nie mogły podziwiać jej działo! A przecież pracowała tak samo ciężko! Dlaczego to Celestii dziękują, dlaczego ona jest ważniejsza?
Luna stała się zazdrosna i zła.
Taka jest oczywiście wersja z MLP. Ale jak mogło by być? A może to Celestie stała się zazdrosna i chciała mieć CAŁĄ władzę? Może Luna, skazana 1000 lat temu na wygnanie, była… Niewinna? I przede wszystkim… Samotna.

Link do pierwszej części Luna Game pojawił się na Equestria Daily w 2011 roku, kwietniu. Link prowadził do pliku, który automatycznie ściągał grę na dysk twardy.

Luna Game to bardzo prosta platformówka w której główną postacią była Luna. Po około 30 sekundach na monitorze pojawiała się Zalgo Pinkie Pie lub przerażająca Applebloom, a w tle słychać syki i szepty. Nie można zamknąć gry klawiszem esc (niektórym również alt + f4 nie działało). Kursor pozostawał w prawym dolnym rogu i nie można było nim poruszyć.
Gre można skończyć tylko używając menadżera zadań i poruszając się strzałkami przerwać ją.
Po zamknięciu gry w miejscu, gdzie została ona zainstalowana pojawiało się wiele przerażających obrazków koników oraz pliki tekstowe których jedyną treścią było „The end is Neigh”

 Luna Game 2

Ta część jak poprzednia jest również bardzo prostą grą platformową. W pewnym momencie na ekranie pojawia się kolejny Zelgo-konik, a muzykę zastępują szumy. Gra przechodzi w druga, upiorną fazę. Kolorystyka zmienia się na czarno-czerwoną. Jeśli Luna spadnie w dół, będzie przez chwilę spadać a potem na ekranie pojawi się Luna’s Descent z napisem „You Died”. Słychać również jakby zniekształconą muzykę i słowa, jednak nie można ich zrozumieć.

Ta część jednak nie tworzyła na dysku żadnych plików

Luna Game 3

Cześć jest podobna do poprzednich. Z każdą sekundą ekran staje się coraz ciemniejszy a muzyka coraz wolniejsza i zniekształcona. W tle słychać również jakby rozmowę kucyków. W 3:16 można usłyszeć głos Fluttershy mówiący „Come out” – wyjdź. Gdy Luna spadnie w dół, na ekranie pojawia się Zelgo-Pinkie Pie, Gdy Luna spada słychać bardzo zniekształcony głos (Również Fluttershy) „Kocham Cie”, migają różne przerażające obrazki. Po tym widzimy Lune leżącą na ziemi, jej nogi są oderwane, widać ciemną krew . Po kilku sekundach otwiera ona oczy i gra kończy się.

 
 Luna Game 4
Czwarta część różni się od pozostałych. Przede wszystkim dlatego, ze możesz w nią zagrać tylko RAZ.
Luna stoi na kawałku zieleni. Jedyną droga naprzód jest przepaść. Gdy skacze w dół, leci przez chwilę, ekran staje się czarny i pojawia się drobny, biały napis.
Spotkał Cie straszliwy los, czyż nie?
Po kilku sekundach pojawia się kolejny
Nie powinnaś umierać
Następny napis, czarne tło z plamami krwi
ALE TERAZ JESTEŚ W MOIM ŚWIECIE
Widać, że Luna spada w dół i uderza w czerwoną ziemię, za nią jest również czerwone tło, wszystko wygląda to jak piekło. Musisz biec jak najszybciej w prawo, żeby ciemność, która pojawia się z lewej strony nie dopadła cię i nie zabiła. Potem musisz znowu spać w dół by dostać się na następny poziom.
Tym razem świat jest złożony z czarnego tła i szarych bloków. Dochodzisz do ściany i musisz iść w górę.
Im wyżej idziesz, tym ekran staje się ciemniejszy. Jeśli dojdziesz wystarczająco daleko, zobaczysz przerażającą Pinkie Pie, która czeka na Ciebie, ale szybko zniknie.
Musisz biec znowu w prawo aż wbiegniesz w samą Pinkie Pie. Ekran znowu staje się czarny, po chwili widać znowu przerażającą Pinkie oraz odgłos bicia serca. Słychać śmiech i gra kończy się. Jeśli spróbujesz zagrać jeszcze raz, pojawi się tylko napis „ Twój los jest już zapieczętowany”


Luna Game 0

Gra opowiada o wydarzeniach przed poprzednimi czesciami gry. Jest o wiele bardziej rozbudowana. Również w nią można zagrać tylko raz
Gra zaczyna się w zamku Celestii. Jeśli porozmawiasz z nią, powie Ci, ze powinines poznać nowych przyjaciół. W grze można spotkać wszystkie sześć najważniejszych koników, i każda z nich ma jakiś problem, o którego rozwiązanie prosi Cię.
Przykładowo, dla Twilight Sparkle musisz zdobyć książkę a dla Rarity suknie.
Wszystkich przedmiotów jest 50. Gdy zdobędziesz już 49, ostatni jest czarno biały. Jeśli pójdziesz dalej, ziemia nagle zniknie a Luna zacznie spadać w dół. Ekran będzie coraz ciemniejszy.
Ekran rozbłyskuje się na biało i widać obrazek Nightmare Moon. Po kolejnym błysku oko Nightmare Moon otwiera się. Znów pojawia się Luna, jednak teraz gra jest troszkę ciemniejsza. Gdy podchodzi ona do Pinkie Pie, Pinkie zaczyna znowu mówić o swoim przyjęciu. Wtedy pojawia się czarny ekran z ostatnim przedmiotem oraz napis „zabij ją teraz”. Po tym Pinkie pyta się Luny, czy czuje się dobrze, a ekran znowu staje się czarny.
Przez długu czas nie dzieje się nic, słyszysz tylko dziwne odgłosy. Znowu widać Lune i Pinkie, tło jest dziwnie brązowo-czerwone. Pinkie pyta „Ale, ale dlaczego?” i gra konczy się.
Po chwili gra znowu otwiera się razem z przerażającą grafiką przedstawiająca Pinkie Pie i napisem „To jeszcze nie koniec”, w tle słychać głośne trzaski.
Gra znowu się zamyka
Jeśli sprobojesz zagrac jeszcze raz, pojawi się napis „Nie można zmienić przeszłości”



Strona gry z której można pobrać wszystkie części
http://lunagame.net/
 

Herobrine

Ostatnimi czasy zacząłem pogrywać w grę o nazwie Minecraft w trybie single-player. Początkowo wszystko było w porządku - zacząłem ścinać drzewa i tworzyć warsztat. W pewnym momencie zauważyłem ruch we mgle (mam dość wolny komputer i muszę grać na bardzo ograniczonej widoczności). Wydawało mi się, że to krowa, więc ruszyłem za nią w nadziei na zdobycie trochę skóry na pancerz.

To jednak nie była krowa, spoglądała na mnie inna postać. Wyglądał jak domyślny bohater z gry, jednak jego oczy były puste. Nie zauważyłem też pop-up'u z imieniem, sprawdziłem dwa razy czy na pewno nie jestem w trybie multi. Tamten gość nie został zbyt długo w miejscu, spojrzał na mnie i szybko zniknął we mgle. Pobiegłem za nim, w końcu było to dość ciekawe zjawisko, niestety udało mu się uciec.


Kontynuowałem grę, nie bardzo wiedząc co o tym wszystkim myśleć. Im dalej zagłębiałem się w świat, tym natrafiałem na więcej rzeczy, które z całą pewności nie mogły być automatycznie wygenerowane na mapie; tunele w skałach, idealne, małe piramidy z piasku nad oceanem, zagajniki w których drzewa miały pościnane liście. Ciągle wydawało mi się że widzę drugiego "gracza" we mgle, ale ani razu nie udało mi się przyjrzeć mu z bliska. Próbowałem też zwiększyć zasięg widzenia w nadziei że zobaczę go w oddali, jednak na próżno.


Zapisałem mapę i zacząłem szukać na forach informacji, czy ktoś jeszcze natknął się na tego pseudo-gracza. Nic nie znalazłem. Otworzyłem własny temat w którym opisałem to co zaszło i spytałem czy ktoś miał podobne doświadczenia. Nie minęło pięć minut gdy post został usunięty. Spróbowałem drugi raz, usunęli jeszcze szybciej. Dostałem PW od użytkownika o nicku 'Herobrine', które zawierało tylko jedno słowo: "Przestań". Próbowałem wejść na jego profil, jednak gdy tylko to zrobiłem, strona przestała istnieć (błąd 404).


Otrzymałem emaila od innego użytkownika forum. Twierdził, że moderatorzy czytają prywatne wiadomości i bezpieczniej będzie kontaktować się mailem. Powiedział też, że on również spotkał tajemniczego gracza i ma pewne wskazówki od innych forumowiczów którzy go widzieli. Ich światy były pełne rzeczy stworzonych nie przez nich, a tajemniczy gracz nie posiadał źrenic.


Minęło trochę czasu, dopiero po miesiącu mój informator odezwał się ponownie. Pewni ludzie którzy spotkali tajemniczego gracza i szukali czegoś na temat Herobrine'a, odkryli że to imię było często używane przez pewnego szwedzkiego gracza. Po dokładniejszym poszukiwaniu informacji, okazało się że może ono należeć do brata Notch'a, twórcy gry. Osobiście wysłałem Notchowi emaila z pytaniem czy w ogóle ma brata. Trochę mu to zajęło, jednak odesłał mi odpowiedź, bardzo krótką :


"Miałem, jednak nie ma go już z nami"

- Notch

Nigdy więcej nie spotkałem tajemniczego gracza, nie znalazłem też żadnych zmian w świecie gry, poza tymi których sam dokonałem. Jedyne co mogłem zrobić gdy go pierwszy raz zobaczyłem, to kliknąć "print screen". Poniższe zdjęcie jest jedynym dowodem na jego istnienie jaki mam.
 
 

Jeff the killer

Zaczerpnięte z lokalnej gazety:
NIEZNANY ZŁOWIESZCZY MORDERCA DALEJ NA WOLNOŚCI.
Po tygodniach zabijania tajemniczy morderca dalej nie został złapany, lecz znaleziono młodego chłopca który twierdzi, że przeżył atak zabójcy odważnie opowiada swoją historię.

"Miałem zły sen i obudziłem się w środku nocy" mówi chłopiec "Zauważyłem, że z pewnego powodu okno było otwarte, a pamiętam, że je zamykałem zanim położyłem się spać, więc wstałem z łóżka, aby je zamknąć po raz drugi. Gdy "wdrapałem" się na łóżko i starałem się zasnąć. To właśnie wtedy ogarnęło mnię uczucie, że ktoś na mnie patrzy. Otworzyłem oczy i prawie wyskoczyłem z łóżka.
Tam, w małym strumieniu światła pomiędzy zasłonami zauważyłem parę oczu. To nie były zwykłe oczy. Te oczy były mroczne, złowieszcze. Pomyślcie, jak bardzo byłem przerażony.
Ale wtedy zobaczyłem jego usta. Długi, okropny uśmiech sprawił, że wszystkie włosy stanęły mi dęba. Po chwili, która dla mnie trwała wieczność powiedział to. Prosta fraza, ale tylko szalony człowiek mógłby coś takiego powiedzieć.

Powiedział "Idź spać". Wydarłem się, przez to bardzo szybko podbiegł do mnie, wyciągnał nóż i wycelował go w serce wskakując na moje łóżko. Starałem się walczyć, kopałem, biłem, starałem się obracać aby zdjąć go ze mnie, ale to nie skutkowało. Po chwili wbiegł do pokoju mój ojciec ze swoją strzelbą. wycelował w niego, i prawie go miał, gdyby nie to, że zanim mój ojciec pociągnął za spust, mężczyzna obrócił się unikając strzału. Mężczyzna rzucił w ramię mojego ojca nóż, więc mimowolnie upuścił strzelbę. Ten mężczyzna wykończyłby mojego ojca, gdyby nie to, że sąsiedzi zaalarmowali policję.

Policja zaparkowała pod domem, i wbiegła do niego rozwalając drzwi. Mężczyzna odwrócił się i pobiegł korytarzem. Usłyszałem trzask, jakby rozbijanego szkła. Wybiegłem z pokoju, i zobaczyłem, że z tylnej strony domu jest rozbita szyba. Szybko wyjrzałem przez okno, a właściwie jego ramę i ujrzałem jego znikającego we mgle. Mogę wam powiedzieć tylko to, że tej twarzy nie zapomnę do końca życia. Te zimne, wrogie oczy i ten psychotyczny uśmiech. One nigdy nie opuszczą mojej głowy."

Policja dalej szuka tego mężczyzny. Jeśli widziałeś kogokolwiek kto pasuje do opisu natychmiast zgłoś to do najbliższej komendy policji.



Ostatnio Jeff z rodziną przeprowadził się do innego miasta. Jego ojciec dostał premię w pracy, więc uznali, że lepiej będzie im się żyć w jednej z tych "ekstrawaganckich" osiedli. Jeff ze swoim bratem Liu nie mogli narzekać. Nowy dom był większy i ładniejszy. Wkrótce po tym, jak się wypakowali, zawitali do nich sąsiedzi.


"Witajcie!" Powiedziała kobieta, "Jestem Barbara, mieszkam w domu obok. Chciałam zapoznać panią ze mną i moim synkiem. Barbara odwróciła się i zawołała.

"Billy! to są nasi nowi sąsiedzi.".
Billy grzecznie się przywitał, i pobiegł dalej bawić się na podwórku.

"Oh," powiedziała mama Jeff'a "Jestem Margaret, a to mój mąż Peter, a to moi dwaj synowie Jeff i Liu" Kiedy już zapoznali się, Barbara zaprosiła ich na przyjęice urodzinowe jej syna. Jej synowie chcieli odmówić, lecz ich matka ich wyprzedziła mówiąc, że bardzo chcieliby pójść. Kiedy Jeff z rodziną skończyli się rozpakowywać, Jeff poszedł do mamy.


"Mamo, dlaczego zgodziłaś się na to przyjęcie? Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, to wiedz, że nie jestem małym, głupim dzieckiem."


"Jeff..." Powiedziała jego matka "Dopiero się wprowadziliśmy, powinniśmy pokazywać, że chcemy spędzać czas z naszymi sąsiadami, więc idziemy na to przyjęcie. Kropka.

Jeff chciał mówić dalej, lecz przerwał, bo wiedział, że nie ma nic do gadania, gdy mama coś zadecyduje. Wszedł po schodach do swojego pokoju, usiadł na łóżku, i przez pewien czas siedział tak bezczynnie. Aż w pewnym momencie ogarnęło go dziwne uczucie. Nie był to ból, lecz po prostu... dziwne uczucie, lecz on je zignorował.

"Jeff" Mówi jego matka, "zejdź na dół i zabierz resztę swoich rzeczy". Jeff posłuchał się matki i zszedł na dół.


Następnego dnia rano Jeff zszedł na dół aby przygotować się do szkoły i zjeść śniadanie. Gdy jadł śniadanie znów ogarnęło go to dziwne uczucie, tylko tym razem było silniejsze i powodowało lekki ból, lecz on ponownie je zignorował. Gdy Jeff i Liu zjedli śniadanie i przygotowali się do szkoły poszli na przystanek autobusowy. Gdy już byli na przystanku nagle jakieś dziecko na deskorolce przeskoczył nad nimi, centymetry nad ich głowami. Jeff i Liu od razu odskoczyli.


"Co ty robisz, dzieciaku?!" Dziecko "wylądowało" i obracając się do nich kopnęło deskorolkę tak, aby mogło ją złapać w ręce. Na oko ten dzieciak miał z 12 lat, rok starszy od Jeffa. Ubrany był w czerwony T-shirt i podarte niebieskie jeans'y.


"No, no, no. Wygląda na to, że mamy nowych." Nagle pojawiła się dwójka dzieciaków, jeden był bardzo chudy, a drugi ogromny. "Skoro jesteście tutaj nowi, chcielibyśmy was wprowadzić. To jest Keith," Jeff i Liu spojrzeli na chudego dzieciaka. Miał tak jakby odurzoną twarz. "A to jest Troy" i spojrzeli na grubego dzieciaka. Mowa o wannie smalcu. Ten dzieciak chyba nie może kucać


"I ja" mówi dziecko "Ja jestem Randy. Skoro już się zapoznaliśmy, to wiedzcie, że dla każdego dzieciaka obowiązuje pewna cena. Chyba mnie rozumiesz?" Liu wstał gotowy do walki, ale Randy z dwoma kumplami wyciągneli noże. "Ech... Miałem nadzieję, że będziecie bardziej chętni do współpracy, ale widzę że trzeba będzie zmusić." Randy podszedł do Liu, i wyciągnął mu z torby portfel. Jeff'a znowu ogarnęło to dziwne uczucie, tylko że teraz było potężne. Jeff wstał, ale Liu dał mu znać, żeby usiadł, lecz Jeff to zignorował i podszedł do dzieciaka.


"Posłuchaj mały śmieciu, "Powiedział Jeff" oddaj mojemu bratu portfel!" Randy włożył portfel Liu do swojej kieszeni i wyciągnął z niej nóż.


"Och, ale się boje, co mi zrobisz?" Powiedział Randy, po czym Jeff dał mu pstryczka w nos. Randy chciał uderzyć Jeffa w twarz, lecz zanim jego to zrobił, Jeff chwycił jego pięść i połamał mu palce. Gdy Randy darł się w niebogłosy, Jeff wyrwał nóż z jego dłoni. Troy i Keith próbowali zaatakować go, lecz on był zbyt szybki. Powalił Randy'ego na ziemię. Keith prawie zaatakował go, lecz on zdążył kucnąć i wbił nóż w ramię Keitha. Troy spróbował tego samego, lecz jeff nawet nie potrzebował noża. Gdy Troy biegł z zamiarem zaatakowania, Jeff wykonał unik, i z dużą siłą uderzył Troy'a w brzuch. Troy wymiotując osunął się na ziemię, a Liu tylko patrzył na Jeff'a z podziwem.


"Jeff, jak t-ty t..." Tylko to Liu był w stanie wypowiedzieć. Zobaczyli, że jedzie ich autobus, więc zaczęli biec ile sił w nogach. Kiedy biegli, zauważyli, że autobus jedzie za nimi. Kiedy Jeff i Liu byli już w szkole, nie mieli zamiaru powiedzieć co się stało. Tylko siedzieli na lekcjach. Liu myślał, że Jeff po prostu pobił kilku dzieciaków, ale Jeff wiedział, że to było coś więcej. Coś... mrocznego. To dziwne uczucie, które ogarnęło Jeff''a, znikło gdy kogoś krzywdził. Wiedział, że to okropnie brzmi, ale krzywdząc kogoś czuł się taki szczęśliwy, czuł, że to uczucie odchodzi.


Po szkole Jeff i Liu wrócili do domu.


"Jeff, Liu" zapytała ich matka "Jak wam minął dzień?"


"To był piękny dzień" odpowiedział Jeff.


Następnego poranka Jeff usłyszał ze swojego pokoju pukanie do drzwi. Gdy zszedł na dół zobaczył dwóch policjantów rozmawiających z jego matką.


"Jeff, panowie powiedzieli mi, że zaatakowałeś trójkę dzieci. To nawet nie była zwykła bójka, oni byli dźgani. Dźgani synu!" Wzrok Jeff'a powędrował na podłogę, pokazując matce, że to prawda.


"Mamo, ale oni pierwsi grozili nam nożami"


"Młody człowieku" powiedział jeden z policjantów "znaleźliśmy dwójkę dzieci dźgniętych, a jednego z obrażeniami wewnętrznymi, mamy dowody, że ty, albo twój brat zrobiliście to, więc co masz nam do powiedzienia?" Jeff wiedział, że nie da się wybrnąć z tej sytuacji. Mógł powiedzieć, że on i Liu zostali zaatakowani, lecz nie ma dowodów kto zaczął bójkę, więc Jeff nie miał nic na obronę siebie bądź swojego brata.


"Jeff zawołaj swojego brata" Jeff nie mógł tego zrobić od pobicia tych dzieciaków.


"Ale prosze pana, to byłem ja! To ja ich pobiłem. Liu próbował mnie odciągnąć, ale nie mógł mnie powstrzymać" Policjanci spojrzeli na siebię i skinęli głowami.


"No, no, to wygląda na rok w więzieniu..."


"Czekajcie!" Krzyknął Liu trzymając w dłoni nóż. Policjanci wyciągnęli broń i wycelowali w niego.


"To byłem Ja! Ja ich pobiłem, mam na to dowody!" Liu podwinął swoje rękawy odkrywając różne zadrapania, siniaki. One wyglądały, jakby były zadane przez kogoś, kto chciał się bronić.


"Najpierw odłóż ten nóż" krzyknął jeden z policjantów. Liu posłusznie rzucił nóż na ziemię, podniósł ręce do góry i podszedł do policjantów.


"Liu! Czemu kłamiesz?! Przecież to byłem Ja!" Wykrzyczał Jeff ocierając łzy z twarzy


"Przykro mi, bracie. Próbujesz przyjąć winę za coś, co ja zrobiłem. Weźcie mnie stąd" Policja zabrała Liu do samochodu.


"Liu! proszę, powiedz im. To byłem ja! Proszę!" Matka Jeff'a przytuliła go.


"Jeff, przestań. Nie musisz kłamać. Wiemy, że to Liu" Jeff mógł tylko bezczynnie patrzeć na odjeżdżający radiowóz. Kilka minut później Ojciec Jeff'a przyjechał. Widział twarz Jeff'a i wiedział, że coś jest nie tak.


"Synu, co się stało?" Jeff nie mógł nic powiedzieć z płaczu. Tylko wymknął się tylnym wyjściem. Po jakiejś godzinie Jeff wrócił do domu. Widział, że rodzice są bardzo zszokowani. Nie mógł na nich patrzeć. Wolał nawet nie myśleć jak myślą rodzice o Liu, podczas gdy to była wina Jeff'a. Jeff w końcu poszedł spać, mając nadzieję, że choć na chwilę zapomni o całej sprawie.


Dwa dni odkąd wsadzili Liu za kratki, nie odezwał się ani słowem, Jeff był bardzo samotny. Aż do soboty, kiedy mama Jeff'a obudziła go ze uśmiechniętą słoneczną twarzą.


"Jeff, dziś jest ten dzień" powiedziała jego matka odsłaniając zasłony.


"J-jaki dzień?" Powiedział w półśnie Jeff


"Urodziny Billy'ego." Po tych słowach Jeff całkowicie się obudził.


"Mamo, ty żartujesz, prawda? nie myślisz że pójdę na urodziny jakiegoś dziecka po tym, jak..."


"Jeff, oboje wiemy co się stało. To przyjęcie może sprawić, że na trochę zapomnimy o całej sprawie. A teraz ubierz się." Powiedziała matka Jeff'a po czym zeszła na dół, aby się przygotować.


Kiedy Jeff wreszcie zmusił się aby wstać, wziął pierwszą lepszą koszulkę i zszedł na dół. Zobaczył że jego ojciec jest ubrany w garnitur, a jego matka w suknię. Zdziwił się, dlaczego ubrali się w takie eleganckie rzeczy na impreze jakiegoś dziecka.


"Synu, to wszystko, w co się ubierasz?" Zapytała mama Jeff'a


"To lepsze niż takie eleganckie ubrania." Powiedział Jeff. Jego matka zignorowała wielką chęć aby na niego nakrzyczeć i po prostu uśmiechnęła się.


"Jeff, może jesteśmy za bardzo elegancko ubrani, ale może zrobimy na nich dobre wrażenie" powiedział ojciec Jeff'a. Jeff burknął coś pod nosem i poszedł do swojego pokoju.


"Ja nie mam żadnych takich "eleganckich" ubrań!" Krzyknął ze swojego pokoju

"Po prostu weź coś." Powiedziała jego matka. Jeff poszukał w szafie i znalazł czarne dresowe spodnie, które ubierał na specjalne okazjei podkoszulkę. Nie mógł znaleść koszulki, którą mógłby ubrać. W końcu znalazł białą bluzę z kapturem, która leżała na krześle. Gdy zszedł na dół, okazało się, że jego rodzice są już gotowi.

"Ty w tym idziesz?" powiedzieli razem jego rodzice. Jego matka spojrzała na zegarek. "Nie ma czasu na przebieranki. Chodźmy już." Powiedziała, po czym usłyszała jak Jeff z ojcem wychodzą z domu.

Razem przeszli przez ulicę do domu Barbary i Billy'ego. Zapukali, i ukazała się im Barbara. Zupełnie jak rodzice Jeff'a. Przesadnie ubrani. Gdy weszli do domu zobaczyli, że tam są tylko dorośli. Żadnych dzieci.

"Dzieci są na podwórku. Jeff, co ty na to, żebyś poszedł poznać dzieci?" Powiedziała Barbara.


Jeff wyszedł na podwórko i zobaczył, że było tam pełno dzieci. Wszyscy biegali w dziwacznych strojach strzelając do siebie z plastikowych pistolecików. Nagle do Jeff'a podbiegł dzieciak wręczając mu pistolecik.


"Ceść, chcesz sie pobawić?" powiedział.


"Eee, nie. Jestem za stary na takie rzeczy" Powiedział Jeff


"Prosz?" Powiedziało dziecko "No dobra" Powiedział Jeff. Wziął pistolecik i zaczął "strzelać" do innych dzieci. Na początku wydawało mu się to bezsensowne, ale po chwili to mu się nawet wydawało trochę fajne.

Może to nie było "Cool", ale to był pierwszy raz, kiedy choć na chwilę zapomniał o Liu. Jeff bawił się tak, aż usłyszał dziwaczny dźwięk. Dźwięk jeżdżącej deskorolki. Randy, Troy i Keith przeskoczyli ogrodzenie na swoich deskorolkach. Jeff upuścił swój plastikowy pistolet i zerwał czapeczkę. Randy patrzył na Jeff'a z nienawiścią w oczach.

"Witaj, Jeff" Powiedział Randy. "Mamy parę niedokończonych spraw." Jeff zobaczył, że Randy ma posiniaczoną twarz."Też tak myślę. Zajebię Cię, za to, że wpakowałeś mojego brata za kratki.


"Oh, bardzo śmieszne, wiesz, że ja i tak wygram. Może skopałeś nam tyłki kiedyś, ale nie dzisiaj." Powiedział randy po czym ruszył na Jeff'a. Oboje upadli na ziemię. Randy uderzył Jeff'a w nos, a Jeff złapał go za uszy i przyłożył mu "z główki" odpychając go od siebie. Po chwili wstali na nogi. Dzieci krzyczały, a rodzice wybiegali z domu. Troy i Keith wyciągnęli z toreb pistolety.


"Niech nikt nie przerywa, bo polecą flaki!" Powiedzieli. Randy wyciągnął nóż i wbił go w ramię Jeff'a.


Jeff wydarł się w niebogłosy i upadł na kolana. Randy bezlitośnie kopał go w twarz. Po trzech kopach Jeff chwycił nogę Randy'ego i przekręcił ją, co spowodowało, że upadł na ziemię. Jeff wstał i poszedł w kierunku tylnych drzwi.


"Potrzebujesz pomocy?" Randy chwycił Jeff'a za kołnierz i przerzucił go przez drzwi. Gdy Jeff próbował wstać Randy powalił go na ziemię, i kopał go tak długo aż zaczął kasłać krwią.


"No dawaj gnoju! Walcz ze mną!" Randy przeciągnął Jeff'a do kuchni. Randy widząc butelkę wódki na stole roztrzaskał ją na głowie Jeff'a.


"Walcz!" Randy przeciągnął Jeff'a do salonu.


"No dalej Jeff! Spójrz na mnie!" Jeff podniósł wzrok. Jego twarz była cała zakrwawiona. "To ja wpakowałem twojego brata za kratki! A ty będziesz siedział i pozwolisz mu tam gnić przez cały rok! Powinieneś się wstydzić." Jeff zaczyna się podnosić


"Oh, wreszcie zacząłeś się podnosić" Jeff już stoi. Na jego twarzy jest krew i wódka. Znowu doznał tego dziwnego uczucia. "Wreszcie. Wstał!" Krzyknął Randy i pobiegł z zamiarem zaatakowania Jeff'a. To wtedy to się zdarzyło. Coś w Jeff'ie pękło. Jego psychika została całkowicie zniszczona, racjonalne myślenie znikło. Jedyne, co teraz potrafił, to zabijać. Chwycił Randy'ego za szyję i z dużą siłą rzucił Randy'm o ziemię.

Stanął nad nim i z ogromną siłą uderzył go prosto w serce, które się zatrzymało. Kiedy Randy próbował złapać oddech. Jeff bił go. Cios za ciosem. Krew tryskała z jego ciała, aż złapał ostatni oddech.

Każdy teraz patrzył na Jeff'a. Rodzice, płaczące dzieci. Nawet Troy i Keith, którzy niewiele myśląc wycelowali bronie w Jeff'a. Jeff widząc wycelowane w niego pistolety pobiegł schodami na górę. Kiedy biegł, Troy i Keith otworzyli do niego ogień, lecz każdy strzał pudłował. Troy i Keith pobiegli za Jeff'em. Kiedy wystrzelili ostatnie naboje, Jeff skradając się, wszedł do łazienki. Chwycił stojak na ręcznik, i wyrwał go ze ściany.

Do łazienki wtarli Troy i Keith z nożami w dłoniach.

Troy podbiegł z nożem do Jeff'a, który uderzył go stojakiem na ręcznik Troy'a w twarz. Troy bezwładnie opadł na ziemię, więc został tylko Jeff i Keith. Keith był bardziej zwinny, więc kiedy Jeff wymachiwał stojakiem. Keith wyrzucił nóż, i chwycił Jeff'a za szyję, i rzucił nim o ścianę. Z górnej półki spadł na nich wybielacz. Palił ich obu, i oboje zaczęli krzyczeć. Jeff wytarł oczy najlepiej jak mógł. Kiedy Keith jeszcze krzyczał z bólu, Jeff wziął spowrotem do ręki stojak na ręcznik. Celnie rozwalił metalowym stojakiem głowę Keith'owi. Kiedy Keith już leżał zakrwawiony na ziemi towarzyszył mu złowieszczy uśmiech.


"Co w tym takiego śmiesznego?!" Zapytał Jeff. Keith wyciągnął zapalniczę i włączył ją. "To," powiedział, "że jesteś pokryty wybielaczem i alkocholem". Jeff szeroko otworzył oczy ze zdziwienia, a Keith rzucił na niego zapalniczkę. Alkohol w kontakcie z płomieniem podpalił się, a wybielacz wybielił jego skórę. Próbował się ugasić, lecz nic nie pomagało. Alkohol sprawił, że Jeff był chodzącym płomieniem.

Spadł ze schodów. Wszyscy krzyczeli gdy zobaczyli Jeff'a, ledwo żywego, płonącego człowieka. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył była jego matka, która próbowała go ugasić. Wtedy stracił przytomność.

Kiedy Jeff się obudził, poczuł, że ma bandaże na twarzy i na ramieniu, a reszta jego ciała była w szwach. Próbował wstać, lecz uświadomił sobie, że ma w ramieniu jakąś rurkę. Wtedy przybiegła pielęgniarka.


"Myślę, że jeszcze nie powinieneś wstawać." Powiedziała kładąc go spowrotem na łóżko i poprawiając rurkę w jego ramieniu. Jeff usiadł. Nic nie widział. Kompletnie nie wiedział, gdzie jest. Po długich godzinach usłyszał swoją matkę.


"Jeff, jak się czujesz?" zapytała. Jeff nie mógł odpowiedzieć. Jego twarz była zakryta bandażami, więc nie mógł w ogóle mówić. "Kotku, mam wspaniałe wieści. Po tym wszystkim policja powiedziała, że zwolni Liu".

Jeff wstał jak najszybciej potrafił, lecz przypomniał sobię, o rurce w jego ramieniu. "Liu wyjdzie jutro, będziecie mogli znowu być razem."

Matka Jeff'a uścisnęła go, i pożegnała się. Przez następne tygodnie Jeff był odwiedzany przez rodzinę. W końcu nadszedł ten dzień. Dzień zdejmowania bandaży. Jego rodzina niecierpliwiła się. Czekali aż doktor usunie ostatni bandaż zakrywający jego twarz.


"Miemy nadzieję, że to będzie ładnie wyglądać." powiedział doktor ściągając bandaż z twarzy Jeff'a.


Matka Jeff'a krzyknęła na widok jego twarzy, a Liu z ojcem patrzyli z obrzydzeniem.


"C-co się stało z moją twarzą?" Zapytał Jeff, po czym wyskoczył z łóżka. Spojrzał w lustro i zobaczył, dlaczego rodzina tak zareagowała. Jego twarz była... okropna. Jego usta były spalone do głębokiej czerwieni,

jego twarz zmieniła kolor na czystą biel, a jego włosy zmieniły kolor z brązu na kruczą czerń. Powoli dotknął ręką swojej twarzy.

"Jeff..." Powiedział Liu "Ona wcale nie jest taka zła..."


"Nie jest taka zła?!" Zapytał Jeff "Ona jest perfekcyjna!" Jego rodzina była zaskoczona, a Jeff zaczął się głośno śmiać. Jego rodzina zauważyło, że jego lewe oko i ręka drgały.


"Uh... Jeff, dobrze się czujesz?"


"Dobrze?! Nigdy nie czułem się taki szczęśliwy! Ha ha ha ha! Spójrzcie na mnie! Ta twarz pasuje do mnie idealnie!" Nie mógł przestać się śmiać. On teraz był tylko maszyną do zabijania, lecz jego rodzina jeszcze o tym nie wiedziała.


"Doktorze," Zapytała mama Jeff'a, "Czy mój syn ma... No wie pan... w porządku w głowie


"Tak, to jest typowy objaw dla pacjentów, którym podaliśmy tak dużą ilość środków przeciwbólowych. Jeśli po pięciu tygodniach nic się nie zmieni, zrobimy mu test psychologiczny."


"Dobrze, dziękuje. Jeff, kotku, wracamu do domu."


Jeff oderwał twarz od lustra. Jego twarz dalej miała ten straszny uśmiech. "Dobrze mamo. Ha hahahahahaaa!"


Później tej nocy matkę Jeff'a obudził dzwięk dochodzący z łazienki. Tym dźwiękiem był płacz. Powoli weszła do łazienki, aby zobaczyć co się dzieje. Ujrzała, że jej syn pociął swoje policzki, tak, aby formowały się w uśmiech.


"Jeff, co ty robisz?"


Jeff spojrzał na matkę. "Mamusiu, nie mogłem się ciągle uśmiechać. To po chwili bolało. Ale teraz mogę się uśmiechać wiecznie." matka Jeff'a zobaczyła jego oczy, okrążone w czerni.


"Jeff, twoje oczy!" Jego oczy były pokryte czernią, jakby nie miały się nigdy zamknąć.


"Nie mogłem widzieć mojej twarzy. Moje oczy zamykały się ze zmęczenia, więć spaliłem swoje powieki, więc teraz będę mógł wiecznie widzieć siebię, moją nową twarz" Jego matka powoli zaczęła się wycofywać.


"Co się stało, mamusiu? Czyż nie jestem piękny?!"


"Jesteś synku. P-pozwól mi pójść do tatusia, żeby mogł zobaczyć twoją nową twarz." Matka wbiegła do sypialni, budząc ojca. "Kotku, weź broń. Nasz..." Zaniemówiła, gdy zobaczyła w progu Jeff'a trzymającego nóż.


"Mamusiu. Okłamałaś mnie." Powiedział Jeff, po czym ich zadźgał z zimną krwią.


Liu obudził się od tych dźwięków. Nie słyszał nic więcej, więc zamknął oczy, i próbował zasnąć, lecz ogarnęło go dziwne uczucie, że ktoś go obserwuje. Kiedy się obrócił, Jeff zatkał jego usta ręką.

Jeff powoli tnąc gardło Liu powiedział:

"Shhhhh, idź spać."



 

Polybius

Gra została wypuszczona na rynek w bardzo małym, wręcz znikomym nakładzie. Jeden czy dwa przestarzałe automaty na przedmieściach Portland. Wokoło gry panuje atmosfera tajemnicy i krąży o niej wiele dziwnych opowieści, podobno powodowała amnezję, ludzie nie pamiętali gdzie mieszkają a nawet nie pamiętali swojego imienia!

Miała być ona wyprodukowana przez pewien rodzaj wojskowej grupy badawczej która zajmowała się najnowszą technologią. Pracowali także nad metodami modyfikacji zachowań ludzkich. Wszystko było opracowywane na potrzeby CIA. Dzieci które grały w tą grę budziły się z krzykiem w środku nocy, większość z nich miała potworne koszmary.

Zgodnie z zeznaniami właściciela salonu gier, "faceci w czerni" zbierali nagrania z procesu gry. Nie interesowały ich pieniądze jakie mogli zarobić na automacie, oni po prostu zbierali informacje na temat gry.

Pomijając całą tajemniczą otoczkę, sama gra też nie należała do zwykłych. Abstrakcja która zakrywała na psychodelie łącząca szybką akcję z elementami układanki - ten dziwny, bądź co bądź, opis najlepiej opisuje jak gra mogła wyglądać. Dzieci które w nią zagrały, odczuwały potem paniczny strach przed jakimikolwiek rodzajami gier wideo. Jeden z nich rozpoczął nawet swojego rodzaju krucjatę przeciwko nim. Skontaktowaliśmy się z nim, z nadzieją że będzie miał dla nas jakieś informacje na temat Polybiusa, niestety jedyne co był nam w stanie powiedzieć to to że gra zniknęła z salonu gier niecały miesiąc po tym jak w nią zagrał.

Nikt nigdy nie znalazł ROMu (przyp. tłumacza pamięć tylko do odczytu, pozwala nam np grać w gry z snesa na komputerze) choć niektóre źródła twierdzą że jednak istnieje jakaś wersja, jednak jest w posiadaniu nieznanego kolekcjonera. Po internecie krąży parę screenshotów z gry.

Na automacie oprócz rzucającego się w oczy napisu "Polybius" jest jeszcze nazwa firmy "Sinnesloeschen". Jest to rodzaj zabawy językiem bowiem nie znajdziemy tego słowa w jakimkolwiek słowniku języka niemieckiego, jednak kiedy rozbijemy słowo na części pierwsze wszystko zaczyna nabierać sensu, "Sinn(es)" znaczy nie mniej nie więcej a "zmysł" lub "rozum". Drugi człon czyli "Loeschen" znaczy tyle co "usunąć" czy "pozbawić". 



Princess.exe

Mój brat, zaraz po tym jak otrzymał posadę jako technik komputerowy, wyprowadził się z domu. Był to początek 2002 roku i od tamtej pory słuch o nim zaginął. Starałem się z nim skontaktować – dzwoniłem, pisałem maile – wszystko na nic… Któregoś dnia postanowiłem osobiście złożyć mu wizytę. Przywitały mnie zamknięte drzwi oraz 3 koperty przybite do jego drzwi (jakieś zaległe rachunki i listy).

Wracając do domu, zauważyłem, że ktoś zostawił szary uszkodzony laptop na środku mojego podjazdu. Wysiadłem z samochodu aby obejrzeć go dokładniej.

Monitor LCD zdecydowanie wykazywał oznaki „użytkowania”. W lewym górnym rogu ekranu widać było ogromny otwór, który wpasowywał się dokładnie w rozmiar standardowego śrubokręta marki „Philips Head”. Nad nim, widniała kamerka internetowa, która także została zniszczona przy użyciu śrubokręta. Oprócz tych dwóch „szczegółów”, komputer wydawał się być praktycznie nowy. Klawisze były lekko wyblakłe, ale nie do tego stopnia aby nie można było ich używać. Spojrzałem na tył monitora, aby dowiedzieć się jakiej jest marki, jednak nie mogłem nic znaleźć. Jestem pewien, że dokładnie go sprawdziłem i nigdzie, powtarzam NIGDZIE, nie znalazłem żadnego tekstu, żadnego logo. W rzeczywistości laptop nie posiadał nawet „Dowodu Licencji” czy naklejki gwarancyjnej. Co dziwniejsze, laptop posiadał tylko dwa porty : VGA (używany do podłączenia zewnętrznego wyświetlacza przyp. tłum) oraz USB. Było to zastanawiające ponieważ jak długo, jakiekolwiek urządzenie elektroniczne, może działać bez portu ładowania ? Uznałem w końcu, że musiał być to jeden z tych bardzo tanich laptopów w którym aby naładować baterię , należy wyjąć ją z komputera i podłączyć do zewnętrznej ładowarki – jeszcze bardziej zastanowiło mnie, dlaczego w takim wypadku posiadał on kamerkę internetową ?

Zaintrygowany, co dokładnie znajduje się na laptopie, pobiegłem do mojej piwnicy, gdzie był przechowywany mój stary, nieużywany od dawna komputer. Znajdował się tam tylko dlatego, że zapomniałem przenieść tego behemota do lokalnej stacji SarCan (punkty recyklingu elektroniki przyp. tłum). Używał bym go dalej jednakże potrzebuje on od 5-6 godzin aby w pełni się uruchomić, ponieważ zawsze przechodzi w tryb odzyskiwania systemu, a jego procesor jest o wiele za „wolny” aby odzyskać wszystkie dane na 500 gigabajtowym dysku twardym (pamiętaj ze 120mhz procesorem Pentium nie zajedziesz daleko). Cóż… nieważne zresztą. Usunąłem więc stary monitor typu CTR firmy LG i podłączyłem go do laptopa. Miałem już nacisnąć przycisk zasilania, gdy…

…Zatrzymałem się. Nie ma mowy żeby działał, bateria już dawno musi być rozładowana.

Przetrząsnąłem całą piwnicę aby znaleźć mój tester napięcia. Gdy tylko go dorwałem odłączyłem baterię od laptopa i sprawdziłem odczyt… Bardzo niskie… Nie ma szans aby działał. Trudno – pomyślałem – najwyżej poleży tutaj do rana. Jutro zabiorę ten cały szmelc do SarCan i zrobią wreszcie z tym porządek. Odłączyłem monitor od laptopa, podłączyłem do mojego PCta i zostawiłem tak wychodząc z piwnicy. Skierowałem się prosto do mojego pokoju aby pooglądać telewizję. Oglądałem ją przez jakieś trzy godzinki po czym położyłem się do łóżka.

Jednak nie cieszyłem się długo słodkim snem. Został on przerwany przez bardzo głośny dźwięk. Ku mojemu zdziwieniu rozpoznałem go jako sygnał uruchamiania systemu Windows 2000 – z wrażenia spadłem z łóżka. Hałas był tak głośny, że mógłbym przysiąc, że ktoś trzymał głośniki tuż przy moich uszach. Gdy wreszcie się jakoś pozbierałem, przez minutę czy dwie starałem się zrozumieć gdzie znajduje się źródło tych dźwięków.

Wreszcie wpadłem na świetny pomysł :

- Komputer ! Musiałem go przez przypadek włączyć gdy zmieniałem monitory !

Zadowolony z tego, że udało mi się rozwiązać zagadkę, skierowałem się w kierunku piwnicy, gdy nagle zamarłem w połowie drogi…

Zaraz...

To nie mógł być żadnym sposobem mój komputer…

Przecież miałem na nim zainstalowanego Windowsa 95…

Po tym wszystkim nie miałem najmniejszej ochoty na wybieranie się gdziekolwiek a na pewno nie do mojej piwnicy. Jednak zdrowy rozsądek zaczął brać górę nad przerażeniem i zdecydowałem, że musi być to jakiś problem systemowy – w końcu komputer był dość długo nieużywany. Ku mojemu zdziwieniu, komputer nie był włączany… mówiąc szczerze nie był on nawet podłączony do prądu. W takim razie pozostała ostatnia możliwość :

- Laptop…

Pośpiesznie usunąłem z niego baterię i podłączyłem jeszcze raz do woltomierza.

Tym razem nie mogłem odczytać żadnej konkretnej liczby. Tester zupełnie oszalał.

Podłączyłem baterię jeszcze raz i wcisnąłem przycisk „start”. Zaświeciły się jakieś światełka kontrolne co świadczyło o tym, że komputer jest w 100 % sprawny. Musiałem wiedzieć co się tutaj do cholery wyprawia. Podłączyłem mój stary monitor CTR do laptopa, i moim oczom ukazał się…

…Praktycznie pusty pulpit, jedyne co można było zobaczyć to trzy ikony znajdujące się w lewym dolnym rogu ekranu. Pasek zadań był pusty, nie było także nigdzie widać przycisku „start”.

Tapeta (a raczej jej brak) była zupełnie czarna. Czemu ktoś miałby zrobić coś takiego ze swoim komputerem ? Pytałem sam siebie. Każdy z nas może usunąć wszystkie ikony z pulpitu, ale trzeba być bardzo dobrze wyszkolonym hakerem aby zrobić to samo z przyciskiem „start”. Z wszystkich trzech ikon, jeden był to folder „Gry” a drugi „Video”. Trzecia ikonka to cmd.exe. Przez chwilę miałem wrażenie, że jest to jeden z tych laptopów stworzonych specjalnie dla dzieci. Kliknięcie na folder z grami potwierdziło moje przypuszczenia; laptop musiał należeć do jakiejś małej dziewczynki. Poczułem jakieś irracjonalne wyrzuty sumienia, dziewczynka musiała być dość biedna ponieważ w folderze znajdowała się tylko jedna gra i nie miałem bladego pojęcia jakiego gatunku. Nazywała się princess.exe. Włączyłem program z czystej ciekawości – chciałem zobaczyć na czym polegała. Moim oczom ukazał się w pełni animowany ekran tytułowy. Pojawiały się na nim różne bajkowe postacie. W tym momencie na ekranie pojawiło się logo gry. Nazywała się „Kreator Księżniczek : Spraw byś była piękna !”.

Ah, więc musiała być to jedna z tych nisko budżetowych gier typu „nałóż na swoje zdjęcie jpgi. ubranek”. Oczywiście dalsze buszowanie w programie tylko to wszystko potwierdziło. Gdy na ekranie pojawiło się „menu” otrzymałem do wyboru dwie możliwości :

- „Wystrój się !”
- „Przeglądaj śliczne zdjęcia”

Chciałem zobaczyć jak wyglądała dziewczynka do której wcześniej należał laptop więc wybrałem drugą opcję. Nie mogła mieć więcej niż 5 lat, co więcej wyglądała bardzo uroczo. Po jej rysach twarzy oraz kolorze skóry wywnioskowałem, że pochodziła z rodziny meksykańskiej bądź hiszpańskiej. Ubrana była w lekko zniszczoną białą sukieneczkę, dookoła kołnierzyka i rękawów miała doszyte czerwone falbanki. Cała sukienka była pokryta malutkimi czerwonymi różyczkami. Uśmiechnąłem się sam do siebie, wyglądała jakby sprawiło jej dużo frajdy nałożenie wirtualnego diademu na jej małą słodką główkę. Przeglądając zdjęcia zauważyłem, że więcej niż połowa zdjęć przedstawiała pusty pokój – jedyną widoczną rzeczą było łóżko znajdujące się w rogu pokoju. Jak sądzę z jakiegoś powodu unikała aparatu jakby miał ją poparzyć, czy coś w tym rodzaju, sam już nie wiem... Po chwili stwierdziłem, że wystarczy już zabawy z tym programem (w końcu był on skierowany do małych dziewczynek a nie do dorosłego faceta!). Nadszedł czas na kolejne foldery. Postanowiłem, przy użyciu aplikacji cmd poszukać innych plików znajdujących się na dysku twardym.

Po uruchomieniu, moim oczom ukazało się „:\>_”. Ok, to było już dość dziwne – nie było tam żadnej litery oznaczającej dysk ! Wprowadziłem polecenie „start C:\” . Wcisnąłem klawisz „Enter”. DOS przekazał mi tylko tyle, że „start” nie jest rozpoznane jako polecenie zewnętrzne, wewnętrzne czy też jako plik wsadowy. Po kilku sekundach program zawiesił się, a ja znów powróciłem do pulpitu. Ostatnią rzeczą do zobaczenia były więc pliki video. Po dwukrotnym kliknięciu na folder...

...Ekran momentalnie stał się czarny. Pomyślałem, że pewnie się zawiesił. Jednak w tym momencie zauważyłem mały migający punkcik w lewym górnym rogu :

"_"

Po krótkiej chwili, na ekranie wyświetlił się komunikat : "start :\>videos\001.wmv". Pojawił się film, wyświetlony w trybie pełnoekranowym. Bohaterką filmu była ta sama mała dziewczynka której zdjęcia przeglądałem przed chwilą. Uśmiechała się i trzęsła z podniecenia. Jej szczęście sprawiło, że zrobiło mi się ciepło na sercu. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Domyśliłem się, że musiała nagrywać film w czasie gdy grała w tą „ubierankę”. Na początku po prostu przesuwała paluszkami po padzie, chichocząc co chwilę. Musiała być to dla niej naprawdę dobra zabawa. Po jakiś dwóch minutach ekran znów stał się czarny na ułamek sekundy. Następnie wyświetlił się kolejny film... Tym razem dziewczynka miała na sobie różową koszulkę z odblaskowym napisem „Go Go Girl!”. Myślę, że program po prostu nagrywał ją za każdym razem, bez jej wiedzy. Poczułem się trochę nieswojo... Po co ktoś miałby właśnie tak zaprogramować zwykłą grę ? Zresztą nieważne, jeżeli folder z filmami nie zawierał niczego innego to równie dobrze mogłem wyłączyć komputer. Wcisnąłem więc przycisk zasilania...

...Laptop jednak nie zareagował w żaden sposób. Film nadal trwał, tym razem dziewczynka miała na sobie pomarańczowy topik. Uśmiechała się i chichotała jak zawsze, uznałem więc, że system sam się wyłączy po tym jak skończy wykonywać polecenie. Nie mógł przecież trwać długo. Odtwarzały się kolejne części filmu, a ja powoli zaczynałem przysypiać. Po kilkunastu cięciach jednak coś się zmieniło...

...Tym razem dziewczynka stała przed komputerem, bez żadnego wyrazu twarzy, zupełnie jakby nie odczuwała żadnych emocji... Zastanawiając się, co się tutaj do cholery dzieje, ponownie zainteresowałem się filmem. Tym razem nie wywołał on uśmiechu na mojej twarzy, mogę powiedzieć więcej – czułem się bardzo nieswojo widząc ją bez swojego zwykłego szerokiego uśmiechu... Pokój był bardzo ciemny, jedyne źródło światła to mała nocna lampka która stała na biurku. Tym razem ubrana była w białą piżamkę. Co ona ma zamiar zrobić – zastanawiałem się. Stała tam przez dobrą minutę, z tym przerażającym obojętnym wyrazem twarzy... Wpatrywałem się w nią w napięciu, jakby coś strasznego właśnie miało się wydarzyć...

W tym momencie pochyliła się i spod biurka podniosła piłkę do metalu. Trzymała ją przed sobą, jakby chciała mi ją pokazać... Następnie przyłożyła ją do swojego prawego policzka...

Na sam widok, skuliłem się w sobie...

Co tutaj się kurwa dzieje ?!

Dziewczynka powolutku zaczęła odcinać sobie część twarzy. Krew kapała jej na szyję... Powoli byłem w stanie zobaczyć jej ząbki... Po 10 sekundach było widać już wszystkie... Krew pokryła praktycznie całą jej prawą stronę ciała. W końcu dotarła do swojej dolnej szczęki... Jej policzek odpadł na ziemie z cichym łoskotem... Nadal patrzyła w kamerę bez żadnych emocji... Nie mogłem już tego wytrzymać. Wyrwałem baterię z laptopa ale film nadal trwał...

Kolejne cięcie...

Tym razem dziewczyna krzyczała z bólu... Prawie spadłem z krzesła – dźwięk był tak głośny... Krzyczała w agonii przez 10 sekund. Od strony drzwi było słuchać głośny stukot. Ktoś najprawdopodobniej chciał dostać się do środka. Była to kobieta, mówiła w języku, którego nie byłem w stanie zrozumieć. Waliła w drzwi z całych sił, jednak nie mogła ich otworzyć – dziewczynka musiała je w jakiś sposób zatrzasnąć. Miałem już tego dość, starałem się odłączyć monitor od zasilania jednak wyglądało jakby ktoś go zespawał go z portem. Krzyki i wrzaski trwały do następnego cięcia...

Znów, jej twarz nie zdradzała żadnych emocji... Kobieta nadal łomotała w drzwi, krzycząc i nawołując swoją córeczkę. Dziewczynka znów chwyciła piłkę i przystawiła ją do swojego prawego ramienia. Na ten widok zupełnie mnie zatkało... To było okropne, niewyobrażalnie okropne i obrzydliwe... Krew lała się strumieniami... Krzyki za drzwiami zamilkły – założę się, że kobieta pobiegła po pomoc. Kiedy piła dotarła do kości, usłyszałem okropny zgrzyt od którego zjeżyły mi się włosy na całym ciele... Miałem ochotę zwymiotować. Zauważyłem że kawałek jej mięśnia utkną pomiędzy ząbkami. Wtedy nastąpiło kolejne cięcie... Po nim kolejne... Jej ubranko było już całe czerwone od krwi...

Ponownie, patrzyła w monitor bez żadnych emocji...

Boże... co ona ma zamiar teraz zrobić...

Kobieta w tym czasie wróciła, byłem w stanie rozróżnić jeszcze dwa inne głosy, prawdopodobnie był to jej ojciec i brat. W tym momencie przyłożyła piłę do prawej części swojej główki... Słychać było głośne rytmiczne uderzenia w drzwi... Starali się je wyważyć... Dziewczynka powoli, tak jak poprzednio, przecinała swoją głowę na pół. Krew tryskała dosłownie w każdym kierunku... Jej prawe oko, wywróciło się i po chwili z oczodołu zaczęła wypływać krew... Dotarła do górnej szczęki i zaczęła torować sobie drogę przez kości i zęby... To był najgorszy dźwięk jaki kiedykolwiek w życiu usłyszałem... Wciąż czasami go słyszę, tak jak teraz... Rytmiczne uderzenia w drzwi nasilały się, jednak ja w duchu miałem nadzieję, że jednak im się nie uda – że nie będą musieli patrzeć na ten koszmarny widok...

Kolejne cięcie...

I kolejne...

Na następnym widać było jak połowa jej główki upada na biurko... Jej oczy wypadły z oczodołów pod wpływem uderzenia. Krew dosłownie wszystko zalała... Dopiero wtedy udało im się wyważyć drzwi. Wszyscy niemal stracili przytomność na tak makabryczny widok. Ich córeczka była w kawałkach. Matka zwymiotowała i wybiegła z pokoju. Ojciec wpadł do pokoju, „złożył” jej główkę, przytulił do siebie i zawył z rozpaczy. Drugi mężczyzna, prawdopodobnie jej starszy brat, po prostu patrzył przerażony, chyba nie bardzo wiedząc co ma zrobić.

Ten przerażający pokaz samookaleczenia skończył się z tym filmem i po następnym cięciu widać było tylko pusty pokój... Westchnąłem z ulgą, byłem cały spocony i ciężko dyszałem. Nie zdawałem sobie sprawy, że było tak gorąco... Tyle pytań kłębiło mi się w głowie...

- Jak to w ogóle było możliwe !?

Byłem tak wystraszony, że spędziłem dobre 30 minut siedząc i wpatrując się w monitor – byłem dosłownie sparaliżowany. Wreszcie zebrałem się w sobie i wstałem... Popatrzyłem na laptop; miałem nadzieję, już po raz ostatni. Ciągle widać było pokój z łóżeczkiem...

Nagle...
Następne cięcie...
Na ekranie pojawiła się moja twarz...
Siedziałem w mojej piwnicy, używając laptopa... 



Od autorki.

No tak, tu taki wpis od autorki. 
Znaczna większość creepypast została skopiowana z różnych for internetowych takie jak "paranormalne.pl" czy "rmxp.pl". 
Na prawdę polecam te strony, moje wpisy to tylko wybrana część tamtych.
Czasami tłumaczę sama z oryginału, ale to jest czasochłonne. Jeśli wam bardziej pasuje, żebym to ja tłumaczyła, wystarczy powiedzieć.~
Mam nadzieję, że pomysł bloga się podoba. Piszcie komentarze, podawajcie pomysły na wklejenie/przetłumaczenie kolejnych creepypast. Kiedyś też dopiszę tu własną creepypastę, ale na pewno nie będzie tak dobra jak klasyki typu Slendera czy Jeff'a.
Dziękuje za uwagę~

Wii

Miałem urodziny kilka tygodni temu. Muszę przyznać, że wypadły znakomicie. Dostałem mnóstwo prezentów od rodziny, a moi przyjaciele także nie skąpili podarunków. Byłem bardzo zadowolony, ponieważ dostałem czterysta dolarów w gotówce oraz sto pięćdziesiąt dolarów na karcie podarunkowej. Byłem z tego powodu szczęśliwy, ponieważ nie często mam dostęp do tak dużej sumy pieniędzy. A kiedy mam do niej dostęp i tak staram się oszczędzać. Dokładnie zastanawiam się przed każdym zakupem.
Rozmawiałem z moimi znajomymi, na temat tego, co mogę kupić za otrzymane pieniądze. W końcu zdecydowałem się kupić konsolę Nintendo Wii. Nigdy specjalnie nie interesowałem się grami video, ale po tym, jak u znajomego pograłem kilka godzin w Wii Sports stwierdziłem, że muszę mieć tą konsolę. Przesiedziałem cztery godziny w internecie, szukając najlepszej oferty. W końcu znalazłem na eBay'u. Sprzedający chciał za rzadko używaną konsolę jedynie sto dolarów. Nie zamieścił zbyt wielu szczegółów dotyczących samego obiektu sprzedaży, ale wstawił kilka zdjęć, na których wyglądała dobrze. Miałem nieco wątpliwości odnośnie kupna, gdyż użytkownik, który wystawił Wii na aukcję był zarejestrowany od niedawna, w związku z czym nie sprzedał jeszcze niczego i nie mógł udowodnić swojej uczciwości. Postanowiłem jednak, że dam mu szansę.
Kiedy przyszła paczka, zaważyłem coś dziwnego na pudełku od Wii. Wyglądało na to, że pleśniało przy krawędziach. Zlekceważyłem jednak to. Byłem podekscytowany myślą o grze na mojej nowej konsoli. Czym prędzej więc ją wypakowałem i podłączyłem. Na początku nie byłem pewien, co dokładnie zrobić. Kiedy system już się załadował zobaczyłem, że na dysku zostało mnóstwo rzeczy po poprzednim właścicielu.
Byłem szczęściarzem. Okazało się, że dawny właściciel kupił za pośrednictwem sklepu Nintendo (Virtual Marketplace - przyp. tłumacza) tonę gier. Miałem do dyspozycji Yoshi's Story, Super Mario 64, Mario Kart, Legend of Zelda, Super Mario World, i całą masę innych klasyków. Byłem w niebie. Grałem sześć godzin bez przerwy (tak, wiem - nie mam życia), dopóki nie zmęczyłem się i nie poszedłem do łóżka. Kiedy obudziłem się rano postanowiłem, że przeszukam całą konsolę i zobaczę, co jeszcze ma do zaoferowania. Wszystkie gry pochodziły ze sklepu internetowego Nintendo. Wyjątkiem był jeden tytuł.
Ikona wyglądała, jakby wystąpiły problemy z jej wyświetlaniem. W rezultacie, widoczny był tylko biały kwadrat. Nie chcąc przegapić potencjalnej zabawy, uruchomiłem grę. Kiedy kliknąłem na ikonę, zostałem przeniesiony do szarego ekranu, na którym wyświetlił się napisany czerwoną czcionką wyraz "persevero" (Później dowiedziałem się, że to hiszpańskie słowo, oznaczające "kontynuuj"). Kliknąłem na to słowo. Moim oczom ukazało się menu z czterema ikonami. Każda z ikon miała w sobie coś złowrogiego. Nie wiem dokładnie dlaczego, ale były... niepokojące. Jeszcze raz niechęć przegapienia zabawy wzięła górę nad moimi obawami, tak więc zdecydowałem się wybrać jeden z symboli. Wybór padł na pierwszy z brzegu. Symbol przedstawiał leżące pod znakiem X, poziome linie, które przecinały koło. Kidy potwierdziłem wybór symbolu, zostałem przeniesiony do świata gry, łudząco przypominającego nasz świat. Na dodatek akcja rozgrywała się w mieście, które było odzwierciedleniem miasta, w którym rzeczywiście mieszkałem. Rozpocząłem w domu, który również był bardzo podobny do mojego. Gra nie przypominała żadnej, którą widziałem wcześniej. Kamera była przedstawiona z perspektywy pierwszej osoby. Kłopot w tym, że nie było tam żadnego celu. Miałem całkowicie wolną wolę, mogłem robić, co tylko chciałem. Wyszedłem więc z domu i zacząłem wędrować po wirtualnym świecie, tak łudząco podobnym do tego, w którym przyszło mi żyć.
Po dwóch godzinach gry zostałem wyrzucony z powrotem do menu. Zorientowałem się, że teraz znajdują się tam tylko trzy symbole.
Spojrzałem na zegarek, i zobaczyłem, że robi się późno. Postanowiłem więc pójść do łóżka, a do gry wrócić z samego rana. Jak postanowiłem, tak też zrobiłem. Następnego dnia, tuż po obudzeniu się, pobiegłem do konsoli, żeby zobaczyć, co kryją pozostałe trzy symbole. Włączyłem grę i zostałem przeniesiony do menu. Wybrałem drugą ikonę. Przedstawiała odwrócony do góry nogami krzyż, z którego ramion wychodził trójkąt. Wybrałem go.
Gra, do świata której się przeniosłem wyglądała prawie identycznie tak samo jak ta, w którą grałem zeszłego dnia. Tym razem jednak, na ulicy pojawili się ludzie. Wydawali się nie mieć żadnych cech własnych, przez co wyglądali jak duża grupa poruszających się manekinów. Kontynuowałem zwiedzanie miasta, po czym ponownie zostałem wyrzucony do menu. Chciałem grać dalej, więc wybrałem kolejny symbol. Ten przedstawiał kwadrat w kole. Świat gry, w którym znalazłem się tym razem, wydawał się nieco odpychający. Wyglądał na ponury, a postacie poruszały się w ślimaczym tempie. Po rozejrzeniu się po okolicy dostrzegłem, że po ulicach są porozrzucane przedmioty, z którymi mogę wejść w interakcję. Większość z tych przedmiotów była nożami. Postanowiłem podnieść jeden z nich i zobaczyć, jakie czynności mogę wykonać za jego pomocą. Oczywiście, jedną z dostępnych opcji było dźganie. Postanowiłem zobaczyć, co się stanie, gdy pozabijam kilku mieszkańców-manekinów, poruszających się po mieście. Wyszedłem więc na ulicę i zacząłem ich dźgać. Zabrzmi to niesamowicie sadystycznie, ale było to całkiem zabawne. Kiedy kogoś dźgnąłem, ta postać padała na ziemię i wiła się w agonii, aby w końcu zniknąć.
To było dziwnie... satysfakcjonujące. Po dwudziestu minutach zabijania losowych cywili, zostałem ponownie przeniesiony do menu. Robiło się późno, więc stwierdziłem, że pójdę się przespać. Ostatnim symbolem zajmę się rano. Noc minęła podejrzanie szybko. Obudził mnie dziwny odór, dochodzący z mojego domu. Domyśliłem się, że zapach może wydobywać się ze śmieci, więc wyniosłem je. Po powrocie, włączyłem Wii, wybrałem grę i znalazłem się w menu, w którym znajdował się ostatni symbol. Był to po prostu X. Wybrałem go. Ponownie zostałem przeniesiony do znanej już mi wirtualnej rzeczywistości. Nastąpiły w niej jednak duże zmiany. Wszystko było zupełnie czerwone, a ja zacząłem grę z nożem w ręku. Pojąłem, co muszę zrobić. Biegałem po mieście i dźgałem niewinnych obywateli miasta przez około pięć godzin. Wtedy zostałem przeniesiony do menu. Było puste. Czułem się rozczarowany z powodu tak kiepskiego zakończenia. Postanowiłem zdrzemnąć się. Bądź co bądź, granie przez pięć godzin non-stop i dźganie ludzi za pomocą kontrolera Wii potrafi człowieka zmęczyć.
Zasnąłem. Miałem dziwny sen. Byłem sam w ciemnym pokoju, a w ręku trzymałem nóż. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna. Miał dziurę od kuli na czole. Podchodząc do mnie, wyciągał ręce. Stałem nieruchomo, nie wiedząc, co się dzieje. Mężczyzna, bardzo zniekształconym, wręcz demonicznym głosem powiedział: "Gratuluję. Wypełniłeś swoje zadanie".
Po obudzeniu się, poczułem, że smród, który czułem rano nie zniknął, a wręcz przeciwnie - nabrał na intensywności. Spryskałem pomieszczenie odświeżaczem powietrza i poszedłem zjeść obiad. Jedząc, sprawdziłem swojego maila. Zobaczyłem, że dostałem wiadomość od faceta, który sprzedał mi Wii. Otworzyłem ją.
"Gratuluję. Wypełniłeś swoje zadanie. Szczerze - Arnold Vonmarshall". Mocno się przestraszyłem. To były dokładnie te same słowa, które wypowiedział facet we śnie. Szybko stwierdziłem jednak, że to tylko przypadek, i kontynuowałem swój dzień. Smród, który czułem wcześniej, stał się jeszcze mocniejszy. Postanowiłem rozejrzeć się, i poszukać jego źródła. Przeszukałem cały dom. Zapach dochodził z piwnicy. Zapaliłem światło i zszedłem po schodach. Odnalazłem stos. Stos ludzkich ciał. Byłem przerażony. Patrzyłem na to ze zgrozą jeszcze przez chwilę, po czym pobiegłem na górę, żeby to wszystko przemyśleć i postarać się poukładać w sensowną całość. Po jakiejś godzinie czy dwóch bezmyślnego patrzenia się w ścianę, postanowiłem zejść na dół raz jeszcze i dokładniej przyjrzeć się sprawie. Powoli otworzyłem drzwi i zacząłem schodzić po schodach, w kierunku ciał. Wtedy zauważyłem, że coś jest przypięte do poręczy schodów. Wydruk jakiejś firmy z Houston. Na dole widniało nazwisko Arnold Vonmarshall. Czym prędzej pobiegłem na górę, i zacząłem szukać informacji o tym człowieku za pomocą Google. Dowiedziałem się, że Arnold Vonmarshall zabił nożem dwadzieścia trzy osoby w małym, niemieckim miasteczku, po czym popełnił samobójstwo. Zdarzenie miało miejsce ponad cztery miesiące temu.
Tuż po tym, jak przeczytałem tą wiadomość, usłyszałem głośne pukanie do drzwi. To była policja.